Łaski otrzymane przez wstawiennictwo Błogosławionej S. Marty

S. Józefa Wątroba SM

„Gdy w roku 1929 zaczęła się rozchodzić wieść, że jedna Siostra Miłosierdzia zamieszkała i zmarła w Małopolsce, uprasza ludziom wiele łask i wysłuchuje ich modlitwy, pisząca te uwagi znając dobrze wszystkie Siostry Prowincji zastanawiała się głęboko, która by to mogła być Siostra, nazwiska jej bowiem na razie nie wymieniano. Wtedy w pamięci piszącej stanął ten uderzający wyraz Siostry Wieckiej zawsze radosnej i pogodnej. Ona więc mogła być tą wysłuchującą modlitwy i tą pośredniczką przed Bogiem.[ref] s. Maria Popiel SM, Życiorys (Uwagi o siostrze Marcie Marii Wieckiej>), ASMK, IV/1, s. 2,   CP doc., s.508.[/ref]”

Przypuszczenie siostry Marii Popiel przełożonej z Rohatyna w Małopolsce (dzisiejsza Ukraina) okazało się trafne. Nie można było przejść obojętnie obok faktu, iż przeszło dwadzieścia lat od śmierci Sługi Bożej ludzie wciąż o niej pamiętają i przychodzą na jej grób, prosząc o wstawiennictwo w różnych potrzebach lub dziękując za łaski już otrzymane.

Chociaż od samej śmierci siostry Marty utrzymywała się opinia świętości w Śniatynie i okolicach, to jednak nie było nikogo, kto by się zajął spisywaniem łask otrzymanych od Boga za pośrednictwem Sługi Bożej. Miał na to wpływ burzliwy okres w historii tamtych ziem (I wojna światowa 1914-1918, po niej rządy władz ukraińskich, wojna polsko- bolszewicka 1920). Dopiero w roku 1930 ksiądz Jan Wiecki, brat Sługi Bożej, długoletni duszpasterz młodzieży w archidiecezji lwowskiej i prefekt tamtejszych szkół, obserwując rozwój kultu, a równocześnie sam będąc głęboko przekonany o świętości swej siostry, zaczyna gromadzić świadectwa różnych ludzi na temat otrzymanych łask. Czynił to w porozumieniu z metropolitą lwowskim, arcybiskupem Bolesławem Twardowskim oraz z przełożonymi krakowskiej prowincji sióstr miłosierdzia[ref]List ks. Jana Wieckiego do s. wizytatorki Franciszki Wilemskiej, z dn 13.05.1952, ASMK, X/22.[/ref]. W latach 1930 – 1939 i 1946 – 1970 zgromadził około 200 podziękowań za otrzymane łaski. Liczba ta nie jest pełna, gdyż w czasie  II wojny światowej (1939-1945) ksiądz Wiecki nie miał możliwości ich spisywać.

W czasie tejże wojny siostra Kazimiera Hurysz – Benedyktynka-Sakramentka, która swoje powołanie przypisywała Słudze Bożej, miała u siebie odpis modlitw, które siostra Marta odmawiała z chorymi w szpitalu śniatyńskim. Do zbiorku tych modlitw siostra Kazimiera wpisywała łaski jakie wierni otrzymywali, modląc się na grobie Sługi Bożej. O tych łaskach dowiadywała się głównie poprzez swoją matkę – Anielę Hurysz zamieszkałą w Śniatynie. Przed śmiercią (1.X. 1945) przekazała ów notes swej matce, lecz ona go nie kontynuowała, a w dodatku zagubiła w czasie ekspatriacji[ref]Listy Anieli Hurysz do ks. Jana Wieckiego, Śniatyn, 05.10.1958, ASMK,11/X – CP doc., s.379.[/ref].

Po ustaleniu granic, po II wojnie światowej Śniatyn i jego okolice znalazły się w Ukraińskiej Republice Związku Radzieckiego. Surowe represje ze strony władz administracyjnych powstrzymywały przed dokonaniem jakichkolwiek zapisów (tym bardziej o treści religijnej) w obawie przed więzieniem, zsyłką na Sybir, lub nawet karą śmierci. Od czasu do czasu (szczególnie w latach sześćdziesiątych) docierały do Polski wiadomości od nielicznych Polaków, pozostałych na tamtych ziemiach mimo prześladowań, programowej sowietyzacji i ateizacji. Przez cały czas bardzo wielu było takich, którzy modlili się na grobie Sługi Bożej i otrzymywali łaski, lecz ich nie spisywali w obawie o bezpieczeństwo życia. W roku 1970 umiera ksiądz Jan Wiecki i przez okres dwudziestu lat (1970-1990) także na terenie Polski nikt ich dalej nie spisuje. W Zgromadzeniu Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, do którego przynależała Sługa Boża, chociaż pamiętano o niej i wiedziano  o licznych łaskach otrzymanych przez jej wstawiennictwo, to jednak także nie prowadzono spisu łask od Boga za wstawiennictwem Sługi Bożej.

Sytuacja w tej kwestii zaczyna się zmieniać wraz ze zmianami politycznymi w latach dziewięćdziesiątych zarówno w Polsce jak i na Ukrainie. W 1990 roku Ukraina uzyskała suwerenność.[ref] Por. Darowski J., Ukraina, Warszawa 1993, s.30.[/ref] W tej nowej rzeczywistości po uchyleniu „żelaznej kurtyny” Zgromadzenie mogło się zająć bliżej rozpoznaniem kultu i łask, o których wciąż nadchodziły nowe wieści. W tym celu w roku 1990 udała się z Krakowa do Śniatyna specjalna komisja złożona z dwóch Sióstr Miłosierdzia i dwóch kapłanów Zgromadzenia Misji.[ref]Członkowie komisji: ks. Henryk Chojnacki CM (Superior Domu Księży Misjonarzy na Kleparzu w Krakowie), ks. Tadeusz Wojtonis CM (proboszcz w Szerszewie na Białorusi), s. Władysława Sarol SM (przełożona domu Sióstr Miłosierdzia w Bystrej), s. Irena Wojtonis SM (z Tarnowa), Protokół z badania opinii świętości Siostry Miłosierdzia śp. s. Marty Wieckiej w Śniatynie, Szerszewo 28.04.1990r., CP doc., ss.160-161. [/ref]W protokole tejże komisji czytamy między innymi:

„Ludzie zanoszą do Zmarłej różne prośby: o zdrowie, o pomoc w nauce, o zgodę w rodzinie, o zachowanie przy życiu syna – żołnierza  w czasie wojny ZSSR z Afganistanem… Wiele próśb – i wszystkie wysłuchane. Panuje powszechne przekonanie, iż zmarła w stosunkowo młodym wieku Siostra (miała 30 lat) pomaga szczególnie młodym. Na grób siostry przychodzą wszyscy i katolicy, i prawosławni i starsi wiekiem  i młodzi[ref] Tamże.[/ref].”

Po takim rozpoznaniu z polecenia siostry wizytatorki Janiny Stachowiak, ówczesna sekretarka prowincji krakowskiej siostra Stanisława Motyka jeszcze dokładniej uporządkowała wszystkie zebrane materiały o Słudze Bożej, w tym także łaski. Po roku 1990 do akt dołączono nowe podziękowania za łaski. Wraz z rozpoczęciem procesu beatyfikacyjnego siostry Marty Wieckiej na szczeblu diecezjalnym (1997r.) i powołaniem Komisji Historycznej, spisem dalszych łask zajęła się siostra Józefa Wątroba, jako członek tejże komisji. W ostatnich latach, tak jak przy wcześniejszym gromadzeniu opisów łask, daje się zauważyć stały ich napływ.

Jak wynika z powyższych danych przez całe stulecie różni ludzie zaświadczali o łaskach jakie otrzymali przez wstawiennictwo Sługi Bożej.

Dwudziestu siedmiu świadków przesłuchanych w czasie dochodzenia diecezjalnego potwierdziło fakt otrzymania łask. Wśród nich jedenastu z terenu Ukrainy, a szesnastu z Polski.

Większość świadków mówi nawet o kilku łaskach. Wśród nich są także wspomnienia łask otrzymanych podczas II wojny światowej. Zacznijmy od przytoczenia przykładów z tego okresu, gdyż jak wyżej zostało przedstawione, w tym czasie nie prowadzono żadnej dokumentacji.

Bronisława Markowska zamieszkała na Ukrainie w Potoczku, leżącym cztery kilometry od Śniatyna wspomina:

„Koło nas w Potoczku jest lasek, przy którym wykopano rowy. W Śniatynie było getto żydowskie. Powiedziano Żydom, że idą na roboty a prowadzili ich pod ten lasek gdzie już były wykopane rowy i tam rozstrzeliwali Żydów i innych. Zastrzelono tam około 5000 ludzi. Pamiętam, jak moja mama opowiadała, że raz prowadzono drogą koło cmentarza Żydów na rozstrzelanie. Ci ludzie szli drogą a po obu stronach szła policja. Tuż koło cmentarza jedna kobieta z małym dzieckiem wyskoczyła z szeregu i przez żywopłot doskoczyła do grobu Sługi Bożej, położyła się na mogile razem z dzieckiem. Policja pobiegła za nią, ale jej nie znaleźli i nie widzieli jej na grobie Sługi Bożej. Może 10 lat temu ta kobieta przyjechała do Śniatyna, przyszła do grobu Sługi Bożej, by podziękować za ocalenie. Moja mam z nią rozmawiała. Z tej grupy tylko ta kobieta z dzieckiem uratowała się, inni zginęli [ref] ASMK, CP, s.218.[/ref].”

Świadek z terenu Polski, Bronisław Wiecki zamieszkały w Szczodrowie na Pomorzu, wnuk Teofila Wieckiego, brata ojca Sługi Bożej daje świadectwo o łasce otrzymanej w ich rodzinie również w tamtym czasie:

„Gdy wybuchła wojna, przyjechało tutaj Gestapo, zabrało 9 ludzi z naszej wioski, również mojego ojca i brata. Ojciec mój był wójtem, brat sołtysem. Obu zastrzelili. Z tego samego miejsca zabrano i inne osoby. Również nauczycieli i wsadzali ich do auta. W aucie była już siostra Sługi Bożej Melania i też jako nauczycielka miała zginąć, ale jej siostra Barbara uklękła na drodze i prosiła za przyczyną Sługi Bożej o ratunek dla niej. I wypuszczono Melanię. Przeżyła wojnę. Mieszkała w Starogardzie[ref] ASMK, CP, s.409.[/ref].”

W rodzinie Sługi Bożej od jej śmierci uważano, że jest ich orędownikiem u Boga i dlatego często zwracano się do niej o pomoc w różnych potrzebach, wierząc w skuteczność jej orędownictwa. Ksiądz Bronisław Kupper proboszcz parafii rzymsko-katolickiej w Bielanach Wrocławskich, wnuk Łucji Kupper, kuzynki sługi Bożej, której ona przepowiedziała 20 dzieci w małżeństwie [ref]Wspomnienia, Łucja Kupper, ASMK, II/7, CP doc., s. 111. [/ref] zaświadcza:

„Mówiąc o nadzwyczajnych łaskach otrzymanych za przyczyną Sługi Bożej podam jako bardzo ważne to, czego sam doznałem. Najpierw sprawa mego kapłaństwa. Ukończyłem filozofię w zgromadzeniu księży werbistów (Societas Verbi Divini). Z powodu złego stanu zdrowia, za poradą lekarza, zrezygnowałem z dalszych studiów i wróciłem do mego domu rodzinnego. Zastanawiałem się co dalej robić. Moja babcia, Łucja Wiecka, (córka brata ojca Sługi Bożej) powiedziała mi, bym się modlił za przyczyną Sługi Bożej. Skontaktowałem się z bratem Sługi Bożej księdzem Janem Wieckim. Zacząłem odmawiać modlitwy za przyczyną Sługi Bożej. Ja od małego słyszałem  o Słudze Bożej, jak to w rodzinie, ale dopiero wówczas zacząłem się modlić do niej. I faktycznie, nie załamałem się. Czułem jej opiekę. Studia ukończyłem i zostałem księdzem [ref]ASMK, CP, ss.454-455 [/ref].

Ten sam świadek wspomina, że pomimo słabego zdrowia, dzięki wstawiennictwu siostry Marty znajdował siły, by podołać wszystkim swoim kapłańskim obowiązkom. A w sytuacji, gdy przeszedł zawał i leżał w klinice kardiologicznej w Zabrzu doświadczył jej szczególnej opieki. Otóż miał być wówczas poddany operacji serca. Przez cały czas modlił się w tej intencji do Sługi Bożej. Do operacji nie doszło. Główny profesor Stanisław Patyka zmienił decyzję, wysyłając księdza Bronisława do sanatorium. To uratowało mu życie, gdyż ci którzy w tym czasie byli operowani w szpitalu, zmarli z powodu panującego wówczas gronkowca. Swoje świadectwo kończy słowami:

„Przez cały czas czułem szczególną opiekę Sługi Bożej nade mną. Modlę się do niej, by mi pomogła i opiekowała się mną dalej. Słyszałem, że również innym pomaga[ref]Tamże. [/ref].”

Stefania Stefuryn, wyznania rzymsko-katolickiego, świadek z terenu Ukrainy, ze Śniatyna twierdzi:

„Na grób Sługi Bożej chodzą ludzie niezależnie od wyznania: tak katolicy, jak greko-katolicy, prawosławni, gdyż „ona pomaga wszystkim”. Moja kuzynka Pogarecka Włodzisława w intencji swojej siostry, cierpiącej na epilepsję chodziła na grób Sługi Bożej, modliła się o powrót do zdrowia i choroba ustąpiła. Dzisiaj ta osoba jest zdrowa. Ludzie chodzą na grób Sługi Bożej w swoich kłopotach czy cierpieniach fizycznych[ref] ASMK, CP, s.159.[/ref].”

Irena Radewicz wyznania greko-katolickiego zamieszkała również w Śniatynie wspomina:

„Moja mama była wyznania greko-katolickiego. Mój ojciec był wywieziony na Syberię. Po powrocie był inwigilowany przez NKWD. Został ponownie aresztowany i pod błahym pretekstem odbywało się śledztwo (1953).Miałam być także przesłuchiwana. Powiedzieli mi, że jeśli moje zeznania będą zgodne z zeznaniami ojca, ten zostanie zwolniony. Tuż przed śledztwem pobiegłam na grób „mateczki”, pomodliłam się. W wyznaczonym czasie stawiłam się na śledztwo. Zeznania moje i ojca były zgodne. I to był cud. Ostatecznie ojciec został skazany na rok więzienia a nie na pięć. Jestem przekonana, że stało się to za przyczyną „mateczki”[ref]ASMK, CP, s. 172. [/ref].”

Świadectwa świadków z Ukrainy są szczególnie cenne, ze względu na wspomniane wcześniej okoliczności polityczne, które uniemożliwiały kontakt z tamtejszymi ludźmi. Potwierdzają one, że przez cały czas, jak daleko świadkowie sięgają swoją pamięcią na grobie Sługi Bożej wypraszano sobie łaski i ta wiara w jej orędownictwo trwa do dzisiaj.

W Archiwum Sióstr Miłosierdzia w Krakowie, do końca roku 2000 zgromadzono potwierdzenie 241 łask. Pochodzą one z różnych części Polski i zza granicy. Najwyższy procent łask spisywanych z terenu Polski może w rzeczywistości nie odpowiadać ilości łask otrzymanych przez ludzi na przykład na Ukrainie, gdyż na tamtych terenach po ekspatriacji Polaków nikt tego nie notował. Przyczyną były powody polityczne, o czym wspominano wcześniej.

Otrzymane łaski, za które składano podziękowania, miały różną naturę. Oto ich zestawienie ze względu na treść i tematykę: [ref]Kolejna liczba oznacza ilość łask [/ref]

1. Odzyskanie zdrowia ( lub jego poprawa) – 132

2. Pomoc w nauce – 15

3. Pomyślny wynik sprawy sądowej – 15

4. Pomoc w trudnym położeniu – 13

5. Cudowne ocalenie – 12

6. Opieka Sługi Bożej (różne łaski) – 12

7. Szczęśliwe rozwiązanie – 10

8. Nawrócenie (wyrwanie z grzechu) – 6

9. Otrzymanie pracy – 5

10. Pomoc i opieka w duszpasterstwie – 5

11. Zachowanie mienia lub jego odzyskanie – 4

12. Opieka w czasie wojny – 4

13. Pomoc w życiu duchowym – 4

14. Zgoda i poprawa stosunków z otoczeniem – 4

W zeznaniach, w podziękowaniach uwidacznia się stała wiara  w pomoc Sługi Bożej. W Copia Publica doc. na stronach 207-342 zostało uwzględnionych 206 łask. Prawie wszystkie posiadają potwierdzenie urzędu parafialnego, a niektóre także dokumentację lekarską. Przykładem niech będzie kilka łask spisanych jako jedne z pierwszych. Oto ich synteza:

1. Helena Dubiel z domu Ambroziak zamieszkała w Kołomyi od 22 listopada 1929 roku do końca maja 1930 roku przebywała pod opieką lekarską doktora Włodzimierza Biłozora. Helena cierpiała na zapalenie miedniczek nerkowych z równoczesnym zapaleniem nerek i wsierdzia. Choroba nadto spowodowała ogólne zakażenie krwi. W czasie choroby występowała niejednokrotnie niedomoga serca a cały stan chorobowy trwał w przeciągu ciąży wikłającej położenie pacjentki. Według opinii lekarza stan chorej był beznadziejny.

W maju pani Helena i jej rodzina modlili się o zdrowie do Boga za wstawiennictwem siostry Marty. Nastąpiło nagłe polepszenie stanu zdrowia a potem powrót do zdrowia.

To – jak uważa uzdrowiona – cudowne przywrócenie zdrowia sama wraz z mężem stwierdza, także dwukrotnie potwierdza to swoim oświadczeniem leczący ją lekarz, a nawet aptekarze potwierdzili, że mąż wykupił u nich lekarstwa za sumę 700 zł., ale nic one nie pomagały chorej. Zdaniem aptekarzy nastąpiło cudowne uzdrowienie [ref]ASMK, VII/34, CP doc. , ss. 213-215. [/ref].

2. W dniu 19 października 1930 roku Rudolf Thiel został ugodzony kulą karabinową w okolicę prawego ucha. Dr. Guschelbauer orzekł, że stan zranionego jest bardzo poważny i nie robił nadziei wyjęcia kuli bez prześwietlenia a w szpitalu nie było aparatu rentgenowskiego. Rodzice i sąsiedzi modlili się do Boga za wstawiennictwem siostry Marty. Na prośbę sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi które wówczas pracowały w szpitalu w Śniatynie dr Tadeusz Guschelbauer podjął się operacji. Kiedy po długich zabiegach udało mu się wydostać kulę, siostry asystujące wyraziły radość, a doktor wtedy powiedział: „To nie moja zasługa, to cud. Takich wypadków jeden na sto [ref] ASMK, VII/27, CP doc. , s. 209.[/ref].”

Ponieważ fakt ten powszechnie rozgłaszano jako cudowny, ksiądz Marceli Zawadowski proboszcz w Waszkowcach przesłuchał Rudolfa Thiela  i jego siostrę Rozalię i stwierdził, że osoby te są prawdomówne i nie tylko operacja jest udana, ale nastąpiło bardzo szybkie wyzdrowienie. Zeznania  o cudownym wyzdrowieniu potwierdzają: ksiądz proboszcz parafii rzymsko-katolickiej w Śniatynie, ksiądz L. Kaściński, duchowni obrządku ormiańskiego ksiądz proboszcz Kajetan Amirowicz i katecheta gimnazjalny ksiądz Karol Czubryj. Michał i Paulina Wiszniowscy (w mieszkaniu których zdarzył się ów wypadek), Alojzy Wiszniowski, Marcin Wiszniowski, siostra Rudolfa, Rozalia Thiel oraz siostra Marta Zgórska przełożona Sióstr Franciszkanek w tamtejszym szpitalu[ref] ASMK, VII/27, CP doc., ss. 209-211.[/ref].

3. Tadeusz Jakiełła lat 19 pracownik z Lubatowej, w dniu 9.10.1930 roku uległ wypadkowi w czasie pracy. W lesie osunęło się na niego wielkie drzewo skutkiem czego doznał złamania kilku żeber, ciężkiej kontuzji kości miednicowej i kończyn dolnych. Doktor Zygmunt Wallach, który udzielił pierwszej pomocy poszkodowanemu, jego stan zdrowia uznał za tak ciężki  i poważny, że nie rokował nic dobrego a nawet był pewien, że wypadek ten skończy się śmiercią. Jednak rodzice i znajomi modlili się o zdrowie dla ciężko chorego syna przez wstawiennictwo Sługi Bożej. Wobec skutku tej modlitwy ten sam lekarz stwierdza: „Wobec beznadziejnego stanu uszkodzonego Jakiełły Tadeusza przyszedłem do przekonania, że wstawiennictwo śp. Siostry Marty  u Boga spowodowała cudowne wyleczenie wspomnianego Jakiełły, który obecnie jest całkiem zdrów i do pracy zdolny [ref]ASMK, VII/33, CP doc., ss. 211-213. [/ref].

Wypadek ten potwierdzili także rodzice Jan i Katarzyna Jakiełłowie, sąsiad Grzegorz Zając oraz przypadkowi świadkowie przebywający w tym czasie w Iwoniczu, baron Ludwik Puget i Zofia z hr. Załusich Dobiesława Kwilecka[ref]ASMK, VII/33, CP doc., ss. 211-213.[/ref].

4. W roku 1939 Machuta Klara będąc już matką sześciorga dzieci poczuła się matką siódmego dziecka. W tym okresie nastąpiły komplikacje w zdrowiu, którym towarzyszyły częste krwotoki. Lekarz zalecił operacyjne usunięcie płodu zbyt zaawansowanej ciąży twierdząc, że to poprawiłoby stan zdrowia. Chora była przykuta do łóżka i nie mogła wykonywać żadnych prac domowych. Nie chciała stracić dziecka, dla którego tak wiele już wycierpiała. W tym zmartwieniu zwróciła się o pomoc Bożą za wstawiennictwem siostry Marty.  W dniu odprawienia Mszy św. w tej intencji, poczuła się znacznie lepiej  i mogła wstać. W następnych dniach nie potrzebowała już leżeć i mogła wykonywać prace domowe. W swoim czasie urodziła zdrowego chłopca bez żadnych komplikacji. Marta Klara złożyła swoje zeznania wobec proboszcza parafii w Szczecinie w dniu 1.02.1961 r. [ref]ASMK, VII/135, CP doc., s. 261. [/ref]

Z czterech powyżej przytoczonych przykładów dwa pierwsze pochodzą z terenów dzisiejszej Ukrainy, a dwa pozostałe z terenu Polski.

Do wstawiennictwa Sługi Bożej uciekali się także duchowni. Ksiądz proboszcz parafii rzymsko-katolickiej w Topolnie (powiat Świecie,  w Polsce), ksiądz Karol Romańczuk pisze:

„Jestem przekonany, że Siostra Marta Wiecka jest w niebie, gdyż często wzywam jej wstawiennictwo i zostaję wysłuchany. Ostatnio przed świętami Bożego Narodzenia 1965 r. zaczęły mnie boleć bardzo zęby i ostatnie dwa trzonowe same wysuwały się z dziąseł. Z powodu zajęć duszpasterskich przed świętami mowy nie mogło być o wyjeździe gdzieś do dentysty. Przerażony taką perspektywą na Święta wołam: «Siostro Marto, ratuj! Ból uniemożliwia mi prace, spowiedzi tyle, pasterka, kazania. Jak będę mówił, czym będę gryzł, jak mi ostatnie zęby wylecą» Z tymi słowy przykładam obrazek Siostry Marty Wieckiej do twarzy. W tej chwili zęby się umocniły na swoich miejscach, a ból jakby ktoś ręką ściągnął, tak mi się zdawało. Przeszły Święta,, skończyłem wizyty kolędowe i prace związane ze świętami, a ból zębów nie powtórzył się i dotychczas nie potrzebowałem dentysty [ref]ASMK, VII/9, CP doc., ss. 265-266. [/ref].”

Ksiądz Aleksander Zonn ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego a Paulo z Monasterzysk (z terenu dzisiejszej Ukrainy) pisze:

„W październiku 1944 r. gdy w miejscowości Monasterzyska pod Humaniem na Podolu usilnie się starałem o rewindykację kościoła zamienionego w 1942 r. na cerkiew prawosławną doznałem wielkiej łaski za pośrednictwem ś.p. Siostry Marty Wieckiej.

W ciągu trzech dni, w których wzmożyłem swe prośby, nastąpiła decydująca zmiana w usposobieniu urzędnika – ateisty, który z całą stanowczością i pod groźbą profanacji rzeczy cerkiewnych kazał duchownemu prawosławnemu oczyścić kościół z prawosławnych urządzeń i sprzętów liturgicznych i oddać kościół katolikom do użytku a mnie pod zarząd [ref]ASMK, VII/29, CP doc., s. 263. [/ref].”

Inny kapłan, o. Józef Januś, Oblat Maryi Niepokalanej, misjonarz, przytacza zdarzenie jakiego doświadczył podczas misji w Kłodawie (Pomorze, Polska) :

„Przyjechałem do parafii Kłodawa, dnia 2 maja 1957 r., w celu przygotowania do ślubów jasnogórskich. Oziębłość parafian niezwykła. Na drugi dzień podczas Mszy św. poleciłem całą sprawę Matce Najświętszej za przyczyną Czcigodnej Siostry Marty Wieckiej, jeśli jest w łaskach u Boga. Jakież ogarnęło mnie zdumienie kiedy wszedłem do kościoła wieczorem i zobaczyłem go wypełnionego wiernymi. Widzę w tym wyraźny palec Boży, że wspomniana Siostra jest w specjalnych łaskach u Boga [ref]ASMK, VII/107, CP doc., s. 303. [/ref].”

Siostra Marta Binka, z którą Sługa Boża przebywała razem we wspólnocie śniatyńskiej, wiele razy świadczyła o jej życiu i śmierci. W liście do księdza Jana Wieckiego, z dnia 28 grudnia 1952 roku pisze iż po śmierci Sługi Bożej wielu ludzi prosiło Siostrę Martę Wiecką o wstawiennictwo w różnych potrzebach i „bardzo dużo cudów się działo [ref]ASMK, VII/23, CP doc., ss. 273n, s. Marta Binka, List do ks. Jana Wieckiego z dnia, 28.12.1952. [/ref].” Sama opisuje łaskę, którą otrzymała w czasie swojego pobytu w Bursztynie (miejscowość leżąca na terenie dzisiejszej Ukrainy). Siostra Binka nie podaje dokładnej daty, mogło się więc to wydarzyć przypuszczalnie między 1931 a 1943 rokiem:

„Byłam już wtedy w Bursztynie, były bardzo mokre żniwa, tak że ludzie nie mogli z pola pozbierać. Potem były 2-3 dni słoneczne i myśmy mieli swoje żyto już pozwożone i porozstawiane w ogrodzie koło stodoły. Naraz zrobiło się ciemno i [nadeszła] chmura straszna i nasz człowiek pojechał jeszcze w pole po resztę żyta. Wtedy widząc tą straszną falę westchnęłam do naszej drogiej i kochanej Siostry Marty Wieckiej żeby się wstawiła za nami do Boga, bo to [było] nasze utrzymanie na cały rok. I o cud, ani kropla deszczu na nas nie spadła a chłopak przyjechał z suchym zbożem, choć koń szedł po kolana w wodzie. Potem całe miasto chodziło to oglądać i podziwiali że takiego cudu jeszcze nie widzieli, to zeznaję jako prawdziwe [ref]ASMK, VII/23, CP doc. s. 273. [/ref].”

Inna siostra miłosierdzia siostra Janina Kroczka, składając podziękowanie Słudze Bożej za otrzymaną łaskę napisała:

„Dnia 10 sierpnia 1997 siostra pełniąca dyżur przy furcie naszego domu, przed 7-mą rano odebrała telefon od mojej siostry zamieszkałej w Rajsku, która prosiła mnie o modlitwę w intencji swojej synowej – Barbary, przebywającej w szpitalu i mającej trudności w urodzeniu dziecka. Modliłam się bardzo w ciągu dnia, a o godz. 1600 zadzwoniłam do mojej siostry. Odebrałam wiadomość, że Barbara nadal bardzo cierpi, ma podłączoną kroplówkę. Moja zmartwiona Siostra z płaczem prosiła nadal o modlitwę.

Po 2000 kolejny telefon od mojej siostry, że stan chorej jest bardzo ciężki – lekarze proponują operację. Wtedy zachęcona przez siostry, zwróciłam się w modlitwie do Sługi Bożej, aby wyprosiła u Jezusa i Maryi Niepokalanej łaskę szczęśliwego urodzenia tego dziecka, aby mogło chwalić Boga. Obiecałam także, że jeżeli Barbara urodzi bez operacji, to napiszę podziękowanie. Do godz. 2400 nie zmrużyłam oka, a później nie mogłam zasnąć. Cały czas modliłam się, prosząc Siostrę Martę o pomoc. Przed godz. 900 rano 11 sierpnia otrzymałam wiadomość, że o godz. 205 w nocy, Barbara szczęśliwie urodziła synka!

Wywiązując się z danego przyrzeczenia, dziękuję P. Bogu oraz Siostrze Marcie za wstawiennictwo i uproszenie, że Barbara urodziła szczęśliwie i bez operacji[ref] ASMK, VII/196, CP doc., s. 340.[/ref].”

Wstawiennictwa Sługi Bożej poszukiwały nie tylko wspólnoty ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia, ale także byli współpracownicy. Pani Krystyna Śliwińska pracownica szpitala w Śniatynie daje świadectwo dwóch łask jakie siostra Marta uprosiła jeszcze w ciągu swego ziemskiego życia [ref]Zob. wyżej, s. 93. [/ref]. Z późniejszego okresu przytacza łaskę otrzymaną w roku 1932 i twierdzi:

„Z pomocą siostry Marty wygrałam proces we Lwowie, który wcale nie był do wygrania[ref]ASMK, VII/55, CP doc., s. 236. [/ref]”

Inna współpracownica ze śniatyńskiego szpitala pani Maria Szymanowicz pisze:

„Od ś.p. S. Miłosierdzia Marty Wieckiej doznałam dwa razy i to raz w chorobie ciężkiej niedomogi sercowej, a drugi raz paraliżu nogi, gdzie nie mogłam się ruszyć, wprost cudownego uzdrowienia. Zeznania powyższe o bogobojnym i świątobliwym życiu tej tak drogiej mi osoby, którą tak wielce ceniłam i która mi na ręku umarła i o cudownym uzdrowieniu u mnie, wiedziona wdzięcznością przed władzą duchową pod przysięgą składam[ref] ASMK, VII/53, CP doc., s. 236[/ref].”

Koleżanka z lat szkolnych Anna Grochowska wyznaje:

„Że zwracając się z całą ufnością o wstawiennictwo do ś.p. Siostry Miłosierdzia Marty Wieckiej w różnych cierpieniach i kłopotach życiowych zawsze doznawałam ulgi i pocieszenia.”[ref]ASMK, VII/37, CP doc., s. 229 [/ref]

Bardziej szczegółowo opisuje łaskę otrzymaną dla swojego męża:

„Gdy dnia 1 kwietnia 1932 r. mój mąż Franciszek Grochowski uległ nieszczęśliwemu wypadkowi, a lekarz orzekł, że jest bardzo źle, ja zrozpaczona zwróciłam się z ufnością o ratunek do mojej koleżanki lat dziecinnych ze świątobliwego życia słynącej Siostry Miłosierdzia ś.p. Marty Marii Wieckiej: <<O, Marto, Mario! Byłaś mi koleżanką najmilszą a teraz jesteś tam w niebie; uproś u Boskiego Serca Jezusowego tę łaskę, aby męża  i ojca dzieci moich przy życiu zostawił>> – I po bardzo krótkim czasie ze względu na ciężką operację i niebezpieczeństwo życia mąż mój wyzdrowiał,  a lekarz orzekł, że jest to osobliwe szczęście. A więc jest to cud oczywisty jak się wypowiedziała Siostra przełożona klasztoru w Starogardzie Siostra Imelda oraz Siostra Fortunata, mająca oddział chorych[ref]Tamże. [/ref].”

W kilku opisach łask, ci którzy ich doznali wspominają ponadto, iż odczuli obecność Sługi Bożej, bądź wprost ją widzieli. W jednym z takich świadectw A. Szklarska oświadcza:

„Donoszę, że zawdzięczam ś.p. Czcigodnej Siostrze Miłosierdzia Marcie Wieckiej to, że uleczyła mi cudownie oko. A było to tak: między godziną 8 a 9 pewnego dnia majowego 1933 r. biorąc z pieca wrzącą wodę, sagan z wodą mimo woli wypadł mi z rąk, a przy tym woda tak silnie prysnęła, że oparzyła mi całe prawe oko. Oko zaraz zaczęło puchnąć i palić jak gdyby znajdowały się w nim gorące węgle. Do kogo się miałam udać, sama oka wyleczyć nie mogłam, na doktora pieniędzy nie miałam, aptekarz odmówił mi pomocy gdyż bez lekarza nic zrobić nie mógł. W tym moim strapieniu i mojej trwodze udałam się do Serca Pana Jezusa i Matki Najświętszej przez przyczynę ś.p. Siostry Marty Wieckiej, której wstawiennictwo tyle łask i cudownych uzdrowień ludzie zawdzięczają u Pana Boga. Gdy się tak gorąco modliłam, ukazała mi się Czcigodna siostra ś.p. Marta Wiecka trzymając w ręku namoczoną chusteczkę, wycierała nią swoje oko. Ja natychmiast wstałam i zmoczywszy w wodzie chusteczkę przetarłam nią trzy razy oko i ku memu zdziwieniu spuchlizna z oka ustąpiła, a oko zaraz wyzdrowiało. I oprócz tej łaski wiele łask w życiu moim doczesnym z jej przyczyny otrzymałam i to nadanie posady urzędniczej synowi mojemu Andrzejowi Szklarskiemu. Za tę łaskę cudownego uzdrowienia mego oka dziękuję najpokorniej Najsłodszemu Sercu Pana Jezusa, Matce Najświętszej i Czcigodnej Siostrze Miłosierdzia Marcie Wieckiej za przyczyną której oko cudownie uleczone zostało[ref] ASMK, VII/52, CP doc., s. 245-246.[/ref]”

Podobnych świadectw jest niewiele. Na koniec przedstawmy dwie łaski dotyczące uzdrowień, gdyż jest ich najwięcej [ref]Zob. wyżej, s. 123. [/ref].

„Dnia 10 listopada 1962 r. miał wnuk mój Roman Derengowski, lat 17, zamieszkały w Starogardzie przy ul. Gdańskiej 33 podczas pracy w fabryce wypadek i amputowano mu w tutejszym szpitalu palec. Dołączyła się do rany gangrena i lekarz powiedział mu, że wskutek zakażenia amputują mu następnego dnia całą prawą rękę. Zmartwiony poszedłem wieczorem dzień przed naznaczoną amputacją ręki do brata śp. S. Marty Wieckiej, księdza Jana Wieckiego z prośbą o odprawienie Mszy świętej do Serca Jezusa, Serca Matki Bożej za przyczyną S. Marty Wieckiej o uratowanie wnukowi Romanowi Derengowskiemu ręki i o odstąpienie od amputacji. Sam wysłuchałem Mszy świętej odprawionej w powyższej intencji. Po odprawieniu Mszy św. poszedł wnuk mój Roman Derengowski do szpitala w Starogardzie. Kilka lekarzy zeszło oglądać ranę po odjęciu palca i dokonać amputacji ręki. Po zdjęciu opatrunku i oglądaniu rany palca powiedzieli lekarze, że chyba cud się stał, że gangrena zginęła, a palec się goi. Mocno jestem przekonany, że śp. S. Marta Wiecka jest w wielkich łaskach skoro mi we wszystkich potrzebach pomaga[ref] ASMK, VII/139, CP doc., s. 262. [/ref].”

Druga z nich należy do łask niedawno otrzymanych, dlatego jej opis znajduje się tylko w ASMK a brak go w CP doc.. Siostra przełożona Zofia Siwiec siostra miłosierdzia opisuje:

„W lipcu b.r. [2000] otrzymałam wiadomość od mojego brata księdza, że Pani Julia Gil lat 60 pełniąca obowiązki gospodyni na plebani w Strzegomiu ma podwójne widzenie i w szybkim tempie traci wzrok. Tragizm tego wydarzenia polegał na tym, iż od dziecka nie widziała na prawe oko. Julia Gil stanęła w obliczu całkowitej ślepoty. Udała się do Kliniki Okulistycznej we Wrocławiu, gdzie stwierdzono złośliwego nowotwora lewego oka. Została skierowana natychmiast do Kliniki Onkologii Oczu w Krakowie ul. Kopernika, gdzie diagnoza została potwierdzona poprzez specjalistyczne badania. Zespół lekarzy oświadczył, że stan oka jest groźny, nieuleczalny, ponieważ nowotwór jest stary, sięga do połowy oka i nie nadaje się do operacji. «Trzeba się modlić» powiedziała Pani Prof. Starzycka. Po dłuższym zastanowieniu się lekarzy, chora została przyjęta do kliniki na leczenie. Zastosowano płytkę radioaktywną. Ponieważ mieszkam w Krakowie, cały czas towarzyszyłam chorej w jej trudnej sytuacji. Jako pielęgniarka miałam kontakt z lekarzami. Zaproponowałam P. Julii Gil gorącą modlitwę i zachęcałam do ufności Miłosiernemu Bogu za pośrednictwem Sługi Bożej S. Marty Wieckiej. Przyjęła propozycję nowenny z wielką wiarą i entuzjazmem. Ponieważ nie widziała na oczy, codziennie w czasie odwiedzin odczytywałam Jej powoli tekst modlitwy nowennowej do Sługi Bożej s. Marty Wieckiej. Podziwiałam Jej wielką pobożność, wiarę w wyzdrowienie i ufność. Po wypisie ze szpitala prosiła codziennie kogoś z otoczenia by Jej odczytywali nowennę. Gorąca modliła się również do Matki Bożej modlitwą różańcową. Po upływie kilku miesięcy P. Julia Gil zaczęła widzieć na lewe oko. W czasie kontroli okulistycznej we Wrocławiu w listopadzie 2000 nowotwora w lewym oku nie znaleziono. 7.12.2000 w Krakowskiej klinice Onkologii Oczu, po bardzo dokładnym i wnikliwym badaniu ku wielkiemu zdziwieniu i radości stwierdzono zlikwidowanie nowotwora złośliwego u P. Julii Gil. Szczęśliwa, wdzięczna i rozradowana P. Julia Gil powróciła do dawnych obowiązków i nadal już samodzielnie z wielką pobożnością odmawia Nowennę do Sługi Bożej  S. Marty Wieckiej, której wstawiennictwu zawdzięcza swoje uzdrowienie ze złośliwego nowotwora oka lewego [ref] ASMK, VII/234. [/ref].”

Wydaje się, że Sługa Boża jest szczególnie wrażliwa na potrzeby ludzi cierpiących. W domu rodzinnym wspomagała matkę w chorobie opiekując się młodszym rodzeństwem. Przez dwanaście lat pobytu w Zgromadzeniu troszczyła się o chorych w szpitalu we Lwowie, w Podhajcach, w Bochni i w Śniatynie. Po śmierci wstawia się nadal za cierpiącymi, upraszając im zdrowie ciała, a często i duszy. Tę myśl podkreśla Siostra Maria Popiel słowami: „Mam przekonanie, że Siostra Marta sprawą tą się zajęła, bo chodziło o sprawę dotyczącą chorych i zbawienia dusz[ref]ASMK, VII/182, CP doc., s. 225. [/ref].”

Siostry Miłosierdzia tworzące w obecnym czasie (od sierpnia 2000 roku) nową placówkę w Śniatynie, po kilkumiesięcznej obserwacji zaświadczają, że na grób Sługi Bożej stale przychodzą modlić się ludzie różnych wyznań. Niektórzy dzielą się z nimi radością uproszonych łask.

Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo wydało już kilkakrotnie, od 1997 roku, ulotkę z krótkim życiorysem Sługi Bożej i nowenną, gdyż wciąż są na nią nowe zapotrzebowania. Współcześni ludzie potrzebują również jej opieki i wstawiennictwa.